Pewien mędrzec wędrował ze swoim uczniem. Ponieważ obaj byli mnichami, surowo zabraniano im kontaktów z kobietami. Nie mogli z nimi ani rozmawiać, ani ich dotykać. Podczas wędrówki zaszli nad rzekę, a na jej brzegu stała naga kobieta (do dziś pozostaje dla mnie zagadką, dlaczego ta kobieta jest naga). Ponieważ prąd rzeki był bardzo silny, kobieta bała się przedostać na drugą stronę.
Uczeń szedł przodem i kobieta poprosiła go o pomoc. Jednak on zignorował jej prośbę i przekroczył rzekę, nie racząc nawet na nią spojrzeć. Mistrz natomiast wziął nagą kobietę na ręce, przeniósł ją przez rzekę, odstawił na drugim brzegu i życzył jej miłego dnia.
Uczeń nie posiadał się z oburzenia i zwymyślał swojego mistrza:
„Rozmawiałeś z kobietą, a nawet dotknąłeś jej nagiego ciała i niosłeś ją. Jak możesz być moim mistrzem! Jesteś grzesznikiem!”
Mistrz powiedział tylko:
„Zrobiłem to, czego wymagało ode mnie życie”.
Uczeń nie zrozumiał go i pomstował na mistrza przez kolejne dwie godziny. Ale ten nie udzielił już żadnej odpowiedzi.
Z czasem wściekłość ucznia narastała i poprosił on swojego mistrza o zajęcie stanowiska. Ten spojrzał na niego i powiedział:
„Zrobiłem to, czego wymagało ode mnie życie. Wziąłem kobietę, przeniosłem ją przez rzekę, odstawiłem na drugiej stronie i pożegnałem się. I tam ją zostawiłem. Ty z kolei nosisz ją w sobie nieprzerwanie od dwóch godzin”.
Przypowieść tę zinterpretujesz samodzielnie. Zastanów się przy tym, ile razy Ty zachowałeś się jak ten uczeń.
Pamiętaj także o słowach Buddy:
Na koniec liczą się tylko trzy rzeczy: jak bardzo kochałeś, jak szlachetnie żyłeś i jak wdzięcznie odpuszczałeś to, co nie było dla ciebie przeznaczone.
Tę przypowieść, jak i wiele innych interesujących kwestii znajdziesz w książce Duchowość w praktyce, o której pisałem tutaj.
Do usłyszenia.